Tytuł: Coś do stracenia
Autor: Cora Carmack
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 300
Młoda studentka, Bliss, zdradza swój sekret najlepszej przyjaciółce i oznajmia jej, że nadal jest dziewicą. Ta, nie mogąc uwierzyć w co przed chwilą usłyszała postanawia zabrać Bliss na dyskotekę, by mogła kogoś tam poznać. Nie do końca przekonana do tego wyjścia, ostatecznie godzi się na zabawę. Po długim i desperackim szukaniu, dziewczyna odnajduje w tłumie tańczących przystojnego mężczyznę siedzącego w kącie i czytającego Szekspira. Zadowolona i wstrząśnięta oszołamiającym wyglądem młodego brytyjczyka postanawia pójść z nim na całość i pozbyć się swojego problemu. Jednak nazajutrz jakie jest jej zdziwienie, gdy okazuje się że nowo poznany mężczyzna poprzedniej nocy stał się jej nowym wykładowcą na uczelni.
Uważam, że historia jest idealna na leniwe popołudnie przy której można się spokojnie zrelaksować, gdyż raczej nic więcej się z niej nie wyniesie. Z początku może wydawać się banalna i oklepana, bo co fascynującego jest w romansie pomiędzy studentką, a jej wykładowcą. Jednak mnie ta opowieść zaciekawiła i pozwoliła przysłowiowo się odmóżdżyć. Mimo powierzchownej zdawałoby się treści, trzeba się w tej książce doszukać drugiego dna. Jest to przede wszystkim historia miłości dwojga ludzi, może nie jest ona epicka, jednak wierzę, że taka, która zdarza się raz na całe życie. Oboje bohaterowie są jej całkowicie świadomi i pragną jej jak niczego innego na świecie. Jednak chcieć nie znaczy mieć i tutaj mamy tego idealny przykład. Zarówno dziewczyna jak i mężczyzna są oddani sobie nawzajem, ale tu pojawiają się przeszkody niezależne od nich, z którymi przyjdzie im się zmierzyć.
Książka została napisana w pierwszoosobowej narracji, dzięki której możemy bardziej zżyć się z Bliss i poznać jej myśli oraz wewnętrzne przemyślenia. Taki zabieg z pewnością ułatwi wbicie się w fabułę i akcję książki. Mnie główna bohaterka zaciekawiła i mogę stwierdzić, że nawet ją polubiłam. Przyznaję, że na początku miałam do niej mieszane uczucia, gdyż podejmowała decyzję zupełnie odbiegające od pewnych norm życiowych, ale na szczęście w gruncie rzeczy zaakceptowałam ją i myślę, że w prawdziwym życiu odnalazłabym z nią wspólny język. Mimo, że poddała się magii miłości i oddała w ramiona Garricka nie zapomniała o swoich przyjaciołach i nadal spędzała z nimi swój wolny czas. To podejście podobało mi się w niej i zapunktowała sobie nim u mnie, gdyż nie toleruję dziewczyn, które stawiają swojego chłopaka ponad wszystko.
Co do samego Garricka, nie mam do niego zastrzeżeń. Pojawił się w życiu Bliss zupełnie nieoczekiwanie, a okazało się, że zagości w nim na dłużej. Czasem tak się zdarza, że zupełnie przypadkowe sytuacje przewracają nasze życie do góry nogami, a ja jako fanka spontanicznych decyzji od razu polubiłam jego charakter i styl bycia. Myślę, że autorka specjalnie pokusiła się o wykreowanie idealnego typu mężczyzny, by poskromić serca nastolatek i muszę się przyznać, że przynajmniej w moim przypadku ten chwyt podziałał.
Książkę polecam głównie dziewczyną w wieku nastoletnim, które szukają lekkiej opowieści na maksymalnie dwa wieczory. Nadaje się idealnie, by wziąć ją na wypoczynek pod palmami i poopalać się z nią w ręku. Nie ukrywam, że książka ma fantastyczną fabułę, bo tak nie jest. Zwykła, przewidywalna historia z bankowym happy-endem. Choć koniec końców podobała mi się, myślę, że nie sięgnęłabym po nią drugi raz. Zapamiętam ją jako idealną opowieść o miłości, której większość dziewczyn pragnie. Autorka ma bardzo dobry warsztat pisarski i kreuje ciekawe postaci, a więc z chęcią skuszę się na jeszcze jedną powieść jej autorstwa.
MOJA OCENA 7/10